Korzystając
z grudniowej promocji w Wydawnictwie MAG nabyłam wszystkie wydane do
tej pory w Polsce książki popularnej pisarki Leigh Bardugo. Oto
subiektywna i nieprofesjonalna recenzja pierwszej z serii tej autorki
jakie trafiły na polski rynek i jednocześnie rozpoczynającej wątek
fabularny całego uniwersum – Trylogia Grisza.
Trylogia
Grisza kilka lat temu ukazała się na rodzimym rynku nakładem
wydawnictwa Papierowy Księżyc, które to wydanie obecnie jest
niemalże nie do dostania. Na szczęście w zeszłym roku (2019) MAG,
korzystając z wygaśnięcia praw poprzedniego wydawcy, podjął się
wznowienia całej serii i zaprawdę powiadam Wam – wyszło im to
miodnie. Twarde, szyte oprawy, wszyte wstążkowe zakładki,
przepiękne grafiki, złocenia na frontach i grzbietach (zrobione
bardzo solidnie, nie ścierają się jak to bywa w niektórych
przypadkach)… Reasumując: sama radość i dobro dla takich srok
okładkowych jak ja i Kłobook.
Trylogia
ta, jak sama nazwa wskazuje składa się z trzech tytułów: Cień i
Kość, Oblężenie i Nawałnica (w poprzednim wydaniu Szturm i Grom)
oraz Zniszczenie i Odnowa (poprzednio Ruina i Rewolta). Jako
dodatkowy element serii traktowany jest zbiór sześciu historii ze
świata Griszów Język Cierni. Opowieści snute o północy i
niebezpieczna magia.
Akcja
serii dzieje się w dość klasycznym powiedziałabym świecie
fantasy (wojny, magia, itp.) Ravce, kraju opartym dość
oryginalnie na motywach carskiej Rosji. Ravka to kraj rozdarty na
dwoje śmiercionośną barierą magicznego pochodzenia zwaną Fałdą
Cienia, wyniszczony nieustannymi wojnami, na pograniczu wojny
totalnej – gdzie życie obywateli i gospodarka państwa
podporządkowane są działaniom militarnym. Największym atutem
strategicznym zapewniającym Ravce przetrwanie są właśnie
Griszowie – osoby posiadające wrodzony dar pozwalający im panować
nad żywiołami oraz wpływać na ludzkie ciała. Otoczeni są oni
dostatkami i luksusem, powszechnym szacunkiem, podziwem ale też
zabobonnym wręcz lękiem. Zrzeszeni w trzech zakonach Somatyków
(wpływ na organizmy żywe), Eteryków (żywioły) i Materialników
(substancje), wspólnie tworzą one tak zwaną Drugą Armię, na
której czele stoi drugi po Carze najważniejszy człowiek kraju,
najsilniejszy z żyjących Griszów - Zmrocz (Darkling), posiadający
niezwykły dar panowania nad ciemnością.
Główną bohaterką jest Alina Starkov młoda rekrutka Pierwszej Armii (konwencjonalnej), sierota, dla której pobór był jedyną szansą na to by nie umrzeć z głodu. Jej życie wywraca się jednak do góry nogami kiedy w trakcie jednej z misji, chcąc uratować od pewnej śmierci Mala, swego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, Alina sama nie wiedząc jak, dokonuje Cudu…
Główną bohaterką jest Alina Starkov młoda rekrutka Pierwszej Armii (konwencjonalnej), sierota, dla której pobór był jedyną szansą na to by nie umrzeć z głodu. Jej życie wywraca się jednak do góry nogami kiedy w trakcie jednej z misji, chcąc uratować od pewnej śmierci Mala, swego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, Alina sama nie wiedząc jak, dokonuje Cudu…
Książki
mają niesamowicie dobre recenzje, w związku z czym sięgając po
nie spodziewałam się wielkiego WOW. I trzeba przyznać, że pomysł
na książkę w nurcie car-punku (jak to nazywa sama autorka) jest
naprawdę dobry i przede wszystkim dość oryginalny. Świat nie jest
odrealniony ani przedstawiony cukierkowo – są krew, pot i łzy.
Tempo narracji jest niezłe, intryga rozwija się w miarę sprawnie…
Na tym
jednak pozytywy się kończą. Irytuje, przynajmniej mnie, zwłaszcza
sama główna bohaterka: jej brak kręgosłupa, kopciuszkowatość i
dziwnej proweniencji relacja z Malem oraz „tańce” (bo inaczej
tego nie nazwę) jakie wokół siebie prowadzą. Dodatkowo mimo
sprawnie prowadzonej narracji pojawiają się mocno przedramatyzowane
zwroty akcji wyciągane przez autorkę jak króliki z kapelusza. Są
one tym dziwniejsze, że nie do końca uzasadnione fabułą. Wiele
wątków (na szczęście nie wszystkie) jest mniej lub bardziej
przewidywalnych.
I tak,
zdaję sobie sprawę, że jest to pozycja przeznaczona dla młodszych
czytelników (young adult) a dla mnie, starej baby, może nie być
tak zachwycająca jak dla młodszych dorosłych…. Ale jednak nie
może być to wymówką na wkradającą się miejscami nijakość czy,
w druga stronę, przesadę.
Inaczej
sprawa się ma z Językiem Cierni. Nie jest to integralna część
serii a raczej zbiór pewnych, raczej niezwiązanych z sobą,
historii - czegoś co nazwałabym legendami i baśniami z Uniwersum
Griszów. I te naprawdę przypadły mi do gustu. Mimo iż w
większości nieskomplikowane, nie są jednocześnie sztampowe i
przewidywalne. Są
solidnie napisane, przemyślane i zapewniam Was, żadna z nich nie
kończy się tak jak można by się tego spodziewać na podstawie
znanych nam z dzieciństwa bajek na dobranoc. Dodatkowo wydane są
naprawdę pięknie (choć ze złoceniami w tym przypadku polecam
ostrożnie). Urzekają zwłaszcza ilustracje Sary Kipin. Umieszczone
na każdej stronie, zyskują nowe elementy wraz z rozwojem danej
opowieści – no majstersztyk po prostu.
Wszystkie
książki Trylogii Griszów generalnie jednak nieźle się czyta. Mimo wspomnianych niedociągnięć nie nudzą. Stworzony przez
autorkę świat, naprawdę ma potencjał na solidne, ciekawe fantasy.
O tym z resztą można się przekonać sięgając po kolejne pozycje
w nim osadzone: Szóstkę Wron, Królestwo Kanciarzy oraz Króla z
bliznami, o których pewnie jeszcze kiedyś napiszę. Dodatkowo
trzeba też przyznać autorce, że widać jej rozwój i zmiany na
lepsze następnych seriach.
Nie jest
to więc zakup chybiony ani czas który uważałabym za stracony i w
gruncie rzeczy książki z czystym sumieniem mogę polecić jako
warte poznania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz