środa, 19 lutego 2020

Trylogia Grisza Leigh Bardugo czyli wiele hałasu

Korzystając z grudniowej promocji w Wydawnictwie MAG nabyłam wszystkie wydane do tej pory w Polsce książki popularnej pisarki Leigh Bardugo. Oto subiektywna i nieprofesjonalna recenzja pierwszej z serii tej autorki jakie trafiły na polski rynek i jednocześnie rozpoczynającej wątek fabularny całego uniwersum – Trylogia Grisza.



Trylogia Grisza kilka lat temu ukazała się na rodzimym rynku nakładem wydawnictwa Papierowy Księżyc, które to wydanie obecnie jest niemalże nie do dostania. Na szczęście w zeszłym roku (2019) MAG, korzystając z wygaśnięcia praw poprzedniego wydawcy, podjął się wznowienia całej serii i zaprawdę powiadam Wam – wyszło im to miodnie. Twarde, szyte oprawy, wszyte wstążkowe zakładki, przepiękne grafiki, złocenia na frontach i grzbietach (zrobione bardzo solidnie, nie ścierają się jak to bywa w niektórych przypadkach)… Reasumując: sama radość i dobro dla takich srok okładkowych jak ja i Kłobook.
Trylogia ta, jak sama nazwa wskazuje składa się z trzech tytułów: Cień i Kość, Oblężenie i Nawałnica (w poprzednim wydaniu Szturm i Grom) oraz Zniszczenie i Odnowa (poprzednio Ruina i Rewolta). Jako dodatkowy element serii traktowany jest zbiór sześciu historii ze świata Griszów Język Cierni. Opowieści snute o północy i niebezpieczna magia.

Akcja serii dzieje się w dość klasycznym powiedziałabym świecie fantasy (wojny, magia, itp.) Ravce, kraju opartym dość oryginalnie na motywach carskiej Rosji. Ravka to kraj rozdarty na dwoje śmiercionośną barierą magicznego pochodzenia zwaną Fałdą Cienia, wyniszczony nieustannymi wojnami, na pograniczu wojny totalnej – gdzie życie obywateli i gospodarka państwa podporządkowane są działaniom militarnym. Największym atutem strategicznym zapewniającym Ravce przetrwanie są właśnie Griszowie – osoby posiadające wrodzony dar pozwalający im panować nad żywiołami oraz wpływać na ludzkie ciała. Otoczeni są oni dostatkami i luksusem, powszechnym szacunkiem, podziwem ale też zabobonnym wręcz lękiem. Zrzeszeni w trzech zakonach Somatyków (wpływ na organizmy żywe), Eteryków (żywioły) i Materialników (substancje), wspólnie tworzą one tak zwaną Drugą Armię, na której czele stoi drugi po Carze najważniejszy człowiek kraju, najsilniejszy z żyjących Griszów - Zmrocz (Darkling), posiadający niezwykły dar panowania nad ciemnością.
Główną bohaterką jest Alina Starkov młoda rekrutka Pierwszej Armii (konwencjonalnej), sierota, dla której pobór był jedyną szansą na to by nie umrzeć z głodu. Jej życie wywraca się jednak do góry nogami kiedy w trakcie jednej z misji, chcąc uratować od pewnej śmierci Mala, swego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, Alina sama nie wiedząc jak, dokonuje Cudu…


Książki mają niesamowicie dobre recenzje, w związku z czym sięgając po nie spodziewałam się wielkiego WOW. I trzeba przyznać, że pomysł na książkę w nurcie car-punku (jak to nazywa sama autorka) jest naprawdę dobry i przede wszystkim dość oryginalny. Świat nie jest odrealniony ani przedstawiony cukierkowo – są krew, pot i łzy. Tempo narracji jest niezłe, intryga rozwija się w miarę sprawnie…
Na tym jednak pozytywy się kończą. Irytuje, przynajmniej mnie, zwłaszcza sama główna bohaterka: jej brak kręgosłupa, kopciuszkowatość i dziwnej proweniencji relacja z Malem oraz „tańce” (bo inaczej tego nie nazwę) jakie wokół siebie prowadzą. Dodatkowo mimo sprawnie prowadzonej narracji pojawiają się mocno przedramatyzowane zwroty akcji wyciągane przez autorkę jak króliki z kapelusza. Są one tym dziwniejsze, że nie do końca uzasadnione fabułą. Wiele wątków (na szczęście nie wszystkie) jest mniej lub bardziej przewidywalnych.
I tak, zdaję sobie sprawę, że jest to pozycja przeznaczona dla młodszych czytelników (young adult) a dla mnie, starej baby, może nie być tak zachwycająca jak dla młodszych dorosłych…. Ale jednak nie może być to wymówką na wkradającą się miejscami nijakość czy, w druga stronę, przesadę.

Inaczej sprawa się ma z Językiem Cierni. Nie jest to integralna część serii a raczej zbiór pewnych, raczej niezwiązanych z sobą, historii - czegoś co nazwałabym legendami i baśniami z Uniwersum Griszów. I te naprawdę przypadły mi do gustu. Mimo iż w większości nieskomplikowane, nie są jednocześnie sztampowe i przewidywalne. Są solidnie napisane, przemyślane i zapewniam Was, żadna z nich nie kończy się tak jak można by się tego spodziewać na podstawie znanych nam z dzieciństwa bajek na dobranoc. Dodatkowo wydane są naprawdę pięknie (choć ze złoceniami w tym przypadku polecam ostrożnie). Urzekają zwłaszcza ilustracje Sary Kipin. Umieszczone na każdej stronie, zyskują nowe elementy wraz z rozwojem danej opowieści – no majstersztyk po prostu.


Wszystkie książki Trylogii Griszów generalnie jednak nieźle się czyta. Mimo wspomnianych niedociągnięć nie nudzą. Stworzony przez autorkę świat, naprawdę ma potencjał na solidne, ciekawe fantasy. 
O tym z resztą można się przekonać sięgając po kolejne pozycje w nim osadzone: Szóstkę Wron, Królestwo Kanciarzy oraz Króla z bliznami, o których pewnie jeszcze kiedyś napiszę. Dodatkowo trzeba też przyznać autorce, że widać jej rozwój i zmiany na lepsze następnych seriach.
 
Nie jest to więc zakup chybiony ani czas który uważałabym za stracony i w gruncie rzeczy książki z czystym sumieniem mogę polecić jako warte poznania.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz