Daniell
O'Malley Wieża – recenzja
Jeśli
nie znasz prawideł gry – stwórz je. I zmuś innych, aby następną
partię, rozegrali według twoich zasad....
Pierwsze
kłoboocze próby recenzenckie spotkały się z zaskakująco ciepłym
przyjęciem. Czas więc na subiektywny i nieprofesjonalny komentarz do
następnej, niedawno zakupionej i przeczytanej przeze mnie książki.
Podobnie jak poprzednia, ta także jest "dzieckiem"
Wydawnictwa Papierowy Księżyc. Mowa o Wieży, którą pod koniec
listopada 2017 roku, debiutował australijski pisarz Daniel O'Malley.
Stanowić ma ona pierwszy tom cyklu Archiwum Checkquy. Nie wiadomo
jeszcze na ile części autor rozplanował serię. Mimo, iż ukazała
się ona już kilka miesięcy temu, z nadmiaru zaplanowanych pozycji
do lektury, przy równoczesnym niedoborze czasu, zabrałam się za nią
dopiero w majowy weekend.
"Droga
Ty,
Twoje
ciało należało niegdyś do mnie. (...) Wiesz, jakie jest imię
ciała, w którym się znajdujesz? Myfanwy. Myfanwy Alice Thomas.
Powiedziałabym, że to moje imię, ale ciało należy teraz do
ciebie..."
Co
zrobilibyście gdybyście ocknęli się pobici, w nieznanym,
skąpanym w ciemnościach i deszczu parku, z trupami porozrzucanymi
dookoła? Na domiar złego bohaterka nie pamięta niczego – kim
jest, co robiła, skąd się tam wzięła i o co chodzi w całej tej
chorej sytuacji. Jedną (i w tych okolicznościach wydawałoby się
dość marną) wskazówką jest kartka z krótkim listem i
instrukcjami, znaleziona w kieszeni kurtki.
Tak
rozpoczyna się wspólna droga bohaterki i czytelnika, ramię w ramię
odkrywających powoli tajemnice zagubionego życia Myfanwy Thomas. A
rzeczywistość okazuje się na tyle przerażająca, że może lepiej
(a na pewno łatwiej) było faktycznie o niej nie pamiętać. Tajna
instytucja walcząca z nadnaturalnymi zagrożeniami, przy których
potwory spod łóżka są miłymi przytulankami, brzmi wystarczająco
nieprzyjemnie. Jeśli do tego dołożyć jeszcze następujące fakty:
-
Myfanwy sama potrafi to i owo w kwestii niezwykłych zdolności,
- jest
Wieżą, jednym z członków najwyższego zwierzchnictwa, wspomnianej
organizacji o nazwie Checkquy
-
współkierownictwo pełne jest osobników nieprzeciętnych a do tego
bardzo groźnych
- wśród
tych indywiduów ukrył się zdrajca, czyhający na życie panny
Thomas, a utracona osobowość, odkrycia jego tożsamości nie
ułatwia.
Wobec
takich problemów szafa pełna nudnych garsonek (choć wartych
przynajmniej trzy średnie pensje każda) oraz to, że
współpracownicy (nie mylić z podwładnymi) z reguły traktują
Myfanwy protekcjonalnie lub w ogóle ją ignorują, wydają się
wręcz optymistycznymi akcentami.
![]() |
Tył / Grzbiet / Front |
Książka
wydana jest estetycznie, nie wybitnie, ale elegancko w swej
prostocie. Okładka matowa z lakierowanymi literami. Na grafice ładna
pani z pistoletem w pozie "ubezpieczam cię" i
basztopodobne coś z mackami i łapami, w tle - jakoś bezwiednie od
razu skojarzyła mi się z okładką Plus/Minus (zwłaszcza pani)*
Będąc już po lekturze Wieży, mniemam, iż kolor czerwony dominuje
tu nie bez powodu. Oprawa, charakterystycznie dla pozycji tego
wydawnictwa, miękka ze skrzydełkami. Objętość – 560 stron.
Czcionka niezbyt duża jednak też nie za mała, wygodna w czytaniu.
No i właśnie, tu dochodzimy do pierwszego "ale...".
Już
zdążyłam się ucieszyć. Już nawet pochwaliłam Papierowy Księżyc
za poprawę poziomu korekty tekstu (we wspomnianym chwilę temu
Plus/Minus)... Wychodzi, że wszystko za wcześnie. Bo oto już na
pierwszej stronie Wieży wita nas brak konsekwencji w użyciu formy
osobowej. Poprzednia Myfanwy jakoś nie może się zdecydować w
jakiej osobie zwracać się do obecnej. Raz mamy "żebyś
mogła", drugi "żebyś wiedział". Nie sądzę aby
bohaterka przeżywała kryzys tożsamości płciowej, nawet zważywszy
na nieciekawe okoliczności. Generalnie w całej książce roi się od
błędów takich jak: brak spacji, powtórzenia tych samych słów co
zdanie, brak spójności stylu czcionki, literówki, nieprawidłowe
końcówki fleksyjne czy całe wyrazy, przekłamujące treść. Nawet
ja, nie zagłębiając się specjalnie w analizę tekstu, dostrzegłam
ich kilkanaście, a nie mam ani wykształcenia polonistycznego, ani
doświadczenia w korekcie tekstów. Miało być tak pięknie,
chciałoby się powiedzieć, a wyszło jak zawsze**.
![]() |
Każda karteczka to jakieś małe "ale" |
A skoro
już weszłam w tryb "gorzkie żale"...
Kolejna kwestia –
tłumaczenie nazewnictwa postaci. Nie mam tu rzecz jasna na myśli
imion i nazwisk, bo tych z zasady zwykle się nie tłumaczy. Chodzi o
tytuły, jakie poszczególnym osobom, nadane zostały w hierarchii
organizacji.
UWAGA
SPOILER – niewielki i nieprzeszkadzający w czytaniu, w zasadzie to
taki nimi-spoilerek, ale czułam się w obowiązku uprzedzić.
Wielokrotnie
w treści wspominane jest, że stanowiska w strukturze Checkquy,
stworzone zostały na podstawie figur szachowych. Niestety
zastosowane tłumaczenie ich nazw, odbiór tego systemu mocno
zaburza. Nawet osoba, która nigdy w szachy nie grała, a zna tylko
ich ogólne prawidła, doznaje pewnego dysonansu poznawczego.
Dlaczego? Otóż w języku angielskim mamy następujące figury: pawn
(pionek, pion), Knight (Skoczek), Bishop (Goniec), Rook*** (Wieża),
Queen (Hetman, Królowa), King (Król). W książce dostajemy za to
(oprócz pionków i tytułowej Wieży, co do których nie mam uwag)
takie "kwiatki" jak Biskup czy Kawaler. I ja rozumiem, że
w dosłownym tłumaczeniu "bishop" to biskup, "knight"
to rycerz, a Biskup i Kawaler brzmią poważniej i dostojniej niż
Goniec czy Skoczek. Niemniej, nijak to nie przystaje do nomenklatury
szachowej, stosowanej w języku polskim i zwłaszcza na początku,
brzmi co najmniej dziwnie. No dobrze, tłumacz przyjął taką a nie
inną strategię – jego prawo. Ale też moim prawem jako
czytelnika jest wyrazić niezadowolenie z tego faktu, jeśli mi się
on nie podoba.
Wieża
to dość specyficzne i w sumie niespotykane, ale nad wyraz udane
połączenie thrillera paranormalnego (ach te potwory spod łóżka),
mrocznego, miejscami naturalistycznie obrazowego urban fantasy i
szpiegowskiej powieści akcji (z gatunku "zabili go, ale
uciekł"). Jako dodatek kompensujący mamy tu także umiejętnie
wplecione elementami komedii. Autorowi udało się sprytnie połączyć
ze sobą te tak różne ogniwa, tworząc bardzo interesującą
kompozycję.
Nie jest
to jednak, moim skromnym zdaniem, debiut tak wybitny i nowatorski jak głoszą
opinie przedrukowane na okładce. Nie zrozumcie mnie źle – książka
wciąga. Napisana jest solidnie, ciekawie i ze sporą dozą humoru
równoważącego, miejscami dość drastyczne fragmenty. Ale nie
oszukujmy się, pomysł z postacią "budzącą" się nagle
po utracie pamięci, której to osobie ktoś usilnie próbuje zrobić
coś nieprzyjemnego - porwać/ zabić/ uwięzić/ wykorzystać do
własnych celów (niewłaściwe skreślić), jest znany i nienowy.
A pokusiłabym się o stwierdzenie, iż lekko oklepany, wykorzystany
już w niezliczonej ilości książek i filmów****. I tak, wiem że jest to jeden ze sposobów płynnego zapoznania czytelnika z bohaterami i światem przedstawionym w historii... Ale jednak...
Motyw tajnych organizacji walczących z nadprzyrodzonymi monstrami też do świeżynek nie należy i wałkowany był w klasykach gatunku wielokrotnie.
Motyw tajnych organizacji walczących z nadprzyrodzonymi monstrami też do świeżynek nie należy i wałkowany był w klasykach gatunku wielokrotnie.
Mimo to,
udało się autorowi stworzyć powieść ciekawą, pod wieloma
względami inną niż wszystkie. Akcja jest dynamiczna, napięcie
umiejętnie stopniowane i dawkowane, w kilku szczególnie ciekawych
miejscach pojawiają się "irytujące" (no bo jak tak
można! co tam się dalej działo!?) przerywniki i "spowalniacze" akcji sprawiające, iż od
lektury nie sposób się oderwać. Najlepszym dowodem na to jest fakt,
że zwykle nie zdarza mi się chodzić spać zbyt późno (ech,
starość), a przez Wieżę zasnęłam bardziej rano niż w nocy. Po
prostu nie potrafiłam pozostawić jej niedokończonej.
Tutaj też
chciałabym podziękować autorowi za finał książki napisany w
sposób spójny i taki, który można by uznać za zamknięty. Nic
tak nie denerwuje czytelnika jak wielki cliffhanger na końcu tomu,
jeśli na kontynuację przyjdzie czekać nie wiadomo ile czasu, być
może nawet lata.
A Wieża
jest książką, której ciągu dalszego z pewnością niecierpliwie będę wyglądać.
Dla
porządku, notka biogra... bibliograficzna:
Tytuł:
Wieża
Autor:
Daniel O'Malley
Cykl:
Archiwum Checkquy, tom 1
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Data
wydania: 29 listopada 2017
Oprawa:
miękka ze skrzydełkami
Tytuł
oryginału: The Rook
Przekład:
Iga Wiśniewska
Ilość
stron: 560
Format:
14,5 x 20,5 cm
ISBN:
9788365568434
Cena
okładkowa: 44,90 zł
..........................................................................................
*W sumie
nic dziwnego, bo projektem i opracowaniem okładek, w obu
przypadkach, zajmowały się te same osoby
**Przeczytałam
i posiadam kilkanaście książek tego wydawnictwa i w zasadzie w
każdej jest ten sam problem z korektą (a właściwie jej brakiem).
Mam już nawet taki mały rytuał, że przed rozpoczęciem czytania
przygotowuję sobie na podorędziu pocięte karteczki i ołówek do
zaznaczania zauważonych błędów.
***
Nie wiem czy wiedzieliście, ale w języku angielskim "rook"
to także: gawron, szuler czy (jako czasownik) oszukiwać – co, w
kontekście treści, posiada znacznie głębsze znaczenie, niż nasza
polska "wieża"
**** Że
wspomnę tylko Zanim zasnę S. J. Watson, cykl o Jasonie Bournie
Roberta Ludluma czy nasz polski Dziennik norweski Andrzeja Pilipiuka
..........................................................................................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz